Nasza przygoda tym razem zaczyna się w Warszawie. Postawiliśmy na rzetelność i punktualność PKP, aby dostać się na startowe lotnisko. Rok temu PolskiBus spóźnił się 2h i o mały włos my spóźnilibyśmy się na lot z Berlina. Należy jednak pamiętać, że nie wszyscy kolejowi przewoźnicy są tak godni zaufania, co zresztą reklamówki przypominały do znudzenia przez całe 2h jazdy pociągiem.
Jeszcze tylko przejazd Uber-em na lotnisko, gdyż SKM-ka odmówiła współpracy i jesteśmy. Za 22h wylądujemy w Singapurze, lecąc przez Zurich i Bangkok. Jednak naszym celem jest Indonezja. Mając jedynie 19 dni zdecydowaliśmy się na bardzo zrelaksowaną trasę. Zaczynamy od Bali, potem trochę nurkowania na wyspie Bunaken, tuż pod Filipinami i wracamy przez Yogyokartę do Singapuru. Dużo latania, ale lokalne firmy lotnicze działają bardzo sprawnie (akceptując nasze karty płatnicze bez większych problemów).
Singapur przywitał nas upałem i tłokiem na lotnisku. Najtrudniej było nam znaleźć jedyną kasę kolejki podmiejskiej, która sprzedawała dzienne bilety, gdzieś na pod piętrze drugiego terminalu, idąc od trzeciego, a najlepiej to zjechać windą. Kolejki do kasy nie ma, ale kasjerka ze znudzoną miną wyjaśnia nam, że dzienne bilety działają tylko do północy i będziemy musieli kupić jednokrotne, aby dostać się do hostelu i z powrotem na lotnisko. Niestety pojedynczych biletów nie kupimy w tej kasie, musimy odnaleźć automat. Jadąc z lotniska miasto nie zachwyca, no i pewnie nic dziś ciekawego już nie zobaczymy. Tłum ludzi w kolejce i na peronach, okropne lepkie powietrze po wyjściu z tunelu i smog taki że słońce można oglądać bez okularów.
Powoli zachodzi słońce, ale decydujemy się przejść do centrum Little India coś zjeść - gość w hostelu nie zrozumiał, że chcemy zaoszczędzić na biletach, ewidentnie nikt tu nie chodzi, wszyscy używają metro. Idąc jakaś główniejszą drogą mijamy małe butiki z różnej maści pamiątkami czy sprzętem AGD, albo biżuterią. Co chwile siedzi krawiec z maszyną do szycia i czeka na klientów. W oczy rzuca nam się brud i nieład. Mamy dość nieciekawe miny. Spodziewałem się czegoś lepszego, ale może to tylko koloryt małych Indii. Za to jedzenie znakomite. Dość mocno zdziwieni, biorąc przykład z innych, jedliśmy rękami i to z kawałka papieru bo talerzyków tu nie dostaniemy, ale jakoś się udało.
Rano lecimy na Bali.
Tips:
Bilet do stacji lavender 2.4, w drugą stronę 2.6