Geoblog.pl    pawelkaminski    Podróże    w stronę słońca    Xela
Zwiń mapę
2014
11
lis

Xela

 
Gwatemala
Gwatemala, Quetzaltenango
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 117 km
 
Jakieś 30 km od Quetzaltenango, na skrzyżowaniu 4 głównych dróg, dowiadujemy się, że droga jest zablokowana. Prawdopodobnie manifestacje i protesty, ale nie mamy zbyt dużych informmacjii. Jedyne co widzimy to dość spory korek samochodowy, a kierowcy autobusów krzyczą coś do siebie. Ponieważ kierowcy Chicken-ów dostają pieniądze za minutę jazdy, nie czekamy zbyt długo w korku. Nasz autobus forsuje pas zieleni oddzielający jezdnie i kieruje się w przeciwną stronę. Widzimy też grupkę pasażerów biegnących z wszystkimi swoimi tobołami z innych autobusów - prawdziwy sprint na 200 metrów z marchewką - w zasadzie to jest ich jedyna szansa na dostanie sie do domu przed nocą, a autobus nie będzie czekał. Objechanie korka przez polne drogi nie zajęło nam wiele czasu i wkrótce jesteśmy w Xeli. Jak się później dowiedzieliśmy tylko chicken busy operowały podczas protestów, większość podróżnych spotkanych w hostelach narzekało na droższe linie, które odwoływały kursy na wszystkich trasach.

Quetzaltenango, potocznie zwanym Xelą (co się czyta sziela), przywitało nas ogromnym, tłocznym dworcem autobusowym, rozmieszczonym na granicy jeszcze większego targu. Można się tu trochę pogubić - zwłaszcza po parugodzinnej podróży. Naszczęście w autobubsie spotkaliśmy dwójkę szwajcarów, którzy byli już w tych okolicach parę lat wcześniej. Przechodzimy przez cały targ i łapiemy busika do centrum. Jak się okaże dworzec jest usytuowany dośc daleko, bo collectivo jedziemy dobrych parenaście minut. Po drodze mijamy mniejszy targ i 2 macdonaldy, co zdradza wagę miasta.

Busik wysadza nas tuż przy głównym placu. No to teraz jeszcze musimy znaleźć miejsce do spania i będzie dobrze. Niestety sprawdzamy w dwóch pobliskich miejscach i są albo zajęte albo drogie. Idziemy do hostelu, w którym jeden ze szwajcarów spał przed 4 laty, ale nie mamy pewności gdzie jest i czy hostel jeszcze istnieje.

Hostel Nim sut okazuję się być bardzo miłym miejscem, z dobrze wyposażoną kuchnią, ale najważniejsze jest duże patio i ogromny taras z widokiem na całe miasto. W pokojach jest trochę tłoczno, głównie z powodu blokad dróg i wielu turystów utknęło na dłużej w mieście. Manifestacje (a z nimim blokady) mają potrwać jeszcze 2-3 dni!

Eksploracje miasta zaczynamy od mniejszego targu, kupujemy każdy owoc, który wydaje się być choć trochę egzotyczny. Jemy pierwsze ceviche, zupy, placki z gotowanym kurczakiem i wszystko co targ ma do zaoferowania. Xela jest w deche :)

Aga odrzuca pomysł wdrapania się na najwyższy szczyt w okolicy - wulkan Santa Maria, zresztą agencje muszą mieć przynajmniej 2 dni na organizację takiej wycieczki, a my na to nie mamy czasu. Decydujemy się podejść pod tzw. Mirador de Sanguito - czyli punkt widokowy wulkanu Sanguito. Taka przyjemność kosztuje nas jedyne Q250 (ponad 30$) za osobę, ale naprawdę warto. Samochód z przewodnikiem podjeża trochę spóźniony, tuż po 5 rano. Czasem idąc na inne trasy trzeba wstać jeszcze wcześniej, aby dojść na szczyt przed południowymi chmurami, które zasnuwają całą okolicę. Jest piekielnie zimno. Mamy na sobie wszystkie ciepłe rzeczy - czapki, rękawiczki, kurtki i polary. Szlak (znany jedynie miejscowym, bo nie ma żadnych oznaczeń) zaczyna się w jakiejś małej mieścinie 30 minut drogi od Xeli. Powoli wdrapujemy się z ok 2000 metrów na 3000 metrów nad poziom morza. Adze trochę kręci się w głowie i co jakiś czas musimy odpoczywać. Jest nam dość głupio z tego powodu, ponieważ nasz przewodnik wypowiada się w samych zachwytach o sile polskich wspinaczy wysokogórskich i ich wyczynach podczas zimowych podejść - musimy go bardzo rozczarować.
Wkońcu jesteśmy, dostajemy od przewodnika, parzoną na miejsu, całkiem niezłą kawę i czekamy na pierwszą erupcję. Jest około 7 rano i do 9 oglądamy trzy lub cztery erupcje, którym towarzyszą niepokojące efekty dźwiękowe. Niestety nachodzące chmury psują całą zabawę.

Wulkany to nie wszystko co Xela ma do zaoferowania. Fuentas Gorginas oddalone jakieś 8-10 km od miasteczka Zunil to bajkowy kompleks gorących źródeł. Postanowiliśmy się tam wybrać na własną rękę, jednak z powodu blokad musieliśmy dać za wygraną. Dostanie się do Zunil nie jest drogie czy skąplikowane, jednak już z samego miasteczka nikt nie chciał nas podwieźć do źródeł z powodu strajku. Nie chcieliśmy iść deklarowanych 8 km (co później okzało się znacznie dłuższym dystansem i to ostro w górę). Wróciliśmy tam następnego dnia z wynajętym busem, który jest dużo droższy, ale chcieliśmy mieć pewność, że dojedziemy na miejsce. Źródła skąpne we mgle, na dużej wysokości robią wrażenie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
mirka66
mirka66 - 2015-08-24 21:52
Zdjęcia 4 i 7 są rewelacyjne.
 
 
pawelkaminski
paweł kamiński
zwiedził 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 25 wpisów25 5 komentarzy5 98 zdjęć98 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
05.10.2013 - 15.10.2013
 
 
05.10.2015 - 23.10.2015
 
 
08.11.2014 - 07.12.2014