Antigua jest bardzo ładnym miastem lecz typowym gettem dla turystów. Nie ma problemu z porozumieniem się po angielsku, a każda agencja reklamuje jednodniowe wycieczki z przewodnikiem, do każdego zakątka kraju. Oczywiście ceny są wysokie - nawet na lokalnych straganach z jedzeniem, czy tych z pamiątkami bliżej dworca, z dala od turystów. Mimo wszystko Antigua urzeka nas kolorami kolonialnych budynków, jakich nie zobaczymy nigdzie indziej podczas naszej podróży po Guatemali. Do tego wulkany. Mamy dużo szczęścia, wulkan Fuego jest aktywny i widzimy parę erupcji podczas konsumpcji śniadania:).
Krążymy trochę po mieście wygłodniali. Nie chcemy pizzy czy hamburgerów, nie mówiąc o spagetti, steków itp. Interesuje nas lokalne jedzenie, bo tańsze i zazwyczaj lepsze. W końcu jest. Idąc od głównego (żółtego) kościoła w stronę wzgórza z krzyżem trafiamy na małą restauracyjkę prowadzoną przez lokalsów. 3 stoły na zewnątrz przy grillu i 4 w środku małego domku. Za Q80 jemy zupę (coś jak nasza ogórkowa z ryżem i kurczakiem) i mięso. Menu jest dość rozbudowane, patrzymy z zadziwieniem co mają inni, ale nikt nie podaje karty więc bierzemy co dają. Nasze też jest dobre - mamy cały miesiąc, aby eksperymentować. Później dowiadujemy się, że restauracja jest jedną z większych atrakcji w mieście. W środku wisi wiele wycinków z gazet i wyróżnień. Trzeba pamiętać, że restauracja ta jest czynna tylko w soboty i niedziele, więc mamy kupę szczęścia.
Miasteczko Antigua Guatemala jest urocze, choć mółby robić także za skansen. Jeszcze tu wrócimy więc nie chciało nam się zostawać dłużej niż noc.